sobota, 25 lutego 2017

słowa otuchy

Jesienny smutek, a może zakręt życiowy? Życie zsyła różne niespodzianki i jak długo dajemy sobie z nimi radę, jest ok. Gorzej, jeśli któregoś dnia okazuje się, że po kolejnej glebie nie możemy się podnieść. Czasem z powodu potężnej katastrofy, czasem prawie bez powodu, życie staje się nie do zniesienia.

Przede wszystkim pamiętaj, że to minie. Stanie się częścią przeszłości jak wszystko. Nie jestem w stanie ci załatwić, żeby to już się skończyło. Ale nie będzie trwało wiecznie. Wszystko cały czas się zmienia. Najtrudniejsze doświadczenia są najważniejszą lekcją. Wyjdziesz z tego silniejszy.


Zadbaj o siebie. Otocz siebie opieką, jakby chodziło o chore dziecko. Zadbaj o swoje ciało, o dobre odżywianie, dużą ilość snu, odpowiedni ruch. Oddychaj głęboko i pij dużo wody. Uzupełnij wszystkie potrzebne witaminy – zwłaszcza witaminę D3 (to ta, której brakuje, kiedy nie ma słońca). 


Zrób, co w Twojej mocy. Jeśli jeszcze nie wszystko stracone, jeśli tylko jest o co walczyć, nie poddawaj się. Działaj, jeśli tylko czujesz, że masz na coś jakikolwiek wpływ – i tylko wtedy. Bo wiesz, ostatecznie nie ma nic złego w tym, żeby odpuścić. Sprawy przeważnie przybierają w końcu pomyślny obrót, jeśli tylko przestać im w tym przeszkadzać. Być może chwila wycofania i przeczekania wyjdzie ci na dobre. Zatrzymaj się, jeśli tylko tknie cię cień przeczucia, że może idziesz w złym kierunku. Zapamiętaj mądre słowa: „Panie, daj mi siłę, abym zmienił to, co zmienić mogę, daj mi cierpliwość, abym zniósł to czego zmienić nie mogę i daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.” (Fredrich Christoph Oetinger)


Dopuść do głosu to, co cię gryzie. Nie uciekaj, nie próbuj sobie wmawiać, że wcale nie jest tak źle. Zabunkruj się samotnie w bezpiecznym miejscu i drąż bolesny temat, aż pojawią się łzy, rozpacz, wściekłość i wszystko, co w sobie kisisz. Pozwól sobie na totalny kryzys. Niech boli jak diabli, rycz jak zarzynane zwierzę, patrz jak świat płonie, w tyle z twoją kulturą osobistą i z tym co ludzie powiedzą, pozwól, żeby emocje wzięły górę. Możesz potrzebować sporo czasu, ale w końcu nadejdzie ten moment, kiedy wypłaczesz ostatnią łzę… i wszystko ucichnie. To wspaniałe oczyszczenie. (Uprzedź tylko bliskich, jeśli nie mieszkasz sam, żeby nie dzwonili po egzorcystę).


Zwróć się do ludzi. Przytul się do mamy, wypłacz przyjaciółce czy wygadaj kumplowi. Tworzymy sobie pancerze, które mają ukryć nasze słabości, ale każdy pod spodem jest miękki i delikatny. Co w tym złego? Jesteś taki, bo taki właśnie masz być. Wyrzucenie z siebie wszystkich smutków drugiej osobie jest jak wizyta u psychoterapeuty,która oczywiście też wchodzi w grę. To wcale nie jest jakaś atrakcja dla czubków, tylko metoda znalezienia drogi do samego siebie. Wypróbuj najpierw bliskich. Ja bardzo dziękuję Darii, która była dla mnie nieocenioną pomocą, gdy przez większość czasu siedziałam jej na głowie i przechodziłam przez mój prywatny czyściec. Bliscy wiele zniosą :) Ale czy ty nie zrobiłbyś tego samego dla nich?

Bądź świadomy tego, że używki nie pomogą ci w niczym, a odwlekają dzień, w którym zobaczysz światełko w tunelu. Wiem, że czasem alkohol niesie ukojenie. Wybacz sobie te wszystkie momenty, w których dramatycznie go potrzebowałeś, ale postaraj się powoli z tego wygrzebywać i stawiać na jasność umysłu. W trudnych chwilach lubiłam siedzieć samotnie przy torach, sączyć piwko i tak po prostu patrzeć, jak jeżdżą pociągi. To były pełne melancholii momenty bezczasowości, bezruchu, jakby świat istniał gdzieś daleko. Nie mówię, że to jest złe. Może nawet było w tym coś wartościowego. Ale huczna trzydniowa impreza, która zrobi ci z mózgu mielonkę, a ciebie skaże na moralniaka wszechczasów, to nie jest to, czego potrzebujesz w tym momencie. Chyba, że chcesz dotknąć dna. Ono tam jest.




I na koniec – pamiętaj, że ciemne strony życia też są po coś. Zdaję sobie sprawę, że nie jest w mojej mocy rozwiązanie wszystkich ludzkich problemów i być może zwyczajnie nie jestem w stanie Ci pomóc. Chciałabym jednak wysłać Ci choć trochę wsparcia – tyle, ile mogę. Takie już jest to życie – pełne walki, ciągłego upadania i podnoszenia się, ale też pełne piękna i równowagi. Siła charakteru kształtuje się w ogniu. Na błogi spokój przyjdzie czas.

wtorek, 21 lutego 2017

CZEŚĆ MISIE


Piszę po bardzo długiej przerwie i gdybym miała opowiedzieć o tym co działo się przez ten cały czas brakłoby mi miejsca,więc od razu przejdę do konkretów.


Do napisania posta skłoniło mnie pewne wyznanie :
http://anonimowe.pl/1FmTQ


I MA DZIEWCZYNA RACJĘ.
Jest bardzo mało osób,które doceniają to co już mają a dlaczego?
Właśnie dlatego,że wszystko mają podane na tacy,nie ma żadnej satysfakcji
Im człowiek ma więcej tym chce i więcej i więcej
Niby proste rzeczy a jednak niektórym trzeba jednak uświadomić,oczywiście nie wrzuca się wszystkich do jednego worka bo jest mnóstwo pokornych i dobrych ludzi,którzy potrafią dzielić się z drugim człowiekiem.
Tak jak wspomniał kolega w wyznaniu poprzez koleżankę,że nie żyjemy tylko dla siebie..piękno znajduje się nawet w drugim człowieku,zawsze powinno się popatrzeć na człowieka w taki sposób,żeby pomyśleć co by było gdybyśmy byli w takiej samej sytuacji.

Opowiem wam historię.

Otóż jechałam 2 lata temu autobusem z Katowic do Tychów,była sroga zima,ten czas kiedy były wysokie minusowe stopnie. Wsiadł Pan. W poszarpanej kurtce,w porozklejanych butach,z posklejaną od brudu brodą,bez biletu,bez jakiejkolwiek nadziei,że ktoś mu pomoże,przypuszczam,że po prostu chciał się ogrzać. Śmierdział,niesamowicie śmierdział.Nucił dziecięce piosenki i mimo to było widać u niego uśmiech na twarzy,i smutek w oczach. Odór było czuć długo po tym jak wysiadł. I wiecie co? Nie rozumiem ludzi,każdy potrafi tylko wytykać palcami i szydzić z takiego człowieka,a nikt nie zastanowił się o jego losie. Ludzie z reguły myślą,że taki człowiek sam sobie zasłużył na takie życie. Ale niekoniecznie,to już jest temat rzeka. I wiecie co się stało? Wszedł kanar. Od razu go chciał wyrzucić,zero współczucia,bo śmierdzi,bo gorszy blablabla. Tak bardzo chciałam go przytulić,podarować mu trochę ciepła,żeby los się do niego uśmiechnął. Zaczęłam kłócić się z kanarem,sama zostałam zwyzywana,piękne uczucie co? Zapłaciłam mu za bilet ale to nic nie dało,i tak kanar go wyrzucił. I BARDZO ŻAŁUJĘ DO TERAZ,ŻE NIE POSZŁAM ZA NIM. Żałuję tego,że z nim nie porozmawiałam,żałuję,że nie kupiłam nic do jedzenia,żałuję,że nigdzie nie zadzwoniłam a przecież są spółki,które opiekują się takimi przypadkami,żałuję,że nie uchyliłam mu kawałka nieba. Nie wiem co się z nim teraz dzieje i serce mi się kraja kiedy o nim pomyślę. Może go już nie ma,a może jest i ma się dobrze? Może znalazła się taka dobra duszyczka,która mu pomogła? Od czasu do czasu o nim pomyślę i nie wiem czy coś jest ze mną nie tak,czy to z ludźmi wokół.

LUDZIE TRZEBA POMAGAĆ TAKIM OSOBOM,TYM BARDZIEJ,ŻE JEST MEGA ZIMNO!
MOŻNA PRZECIEŻ ZAMARZNĄĆ,A TO JEST PRZECIEŻ ŻYCIE,CUD!

Trzeba się cieszyć kochani,żyć życiem blisko tego Najwyższego a wtedy docenimy bardzo dużo rzeczy,polecam wam z całego serca,odmawiajcie chociaż koronkę do Bożego Miłosierdzia za takie osoby,przynajmniej tyle można zrobić dobrego dla takiego człowieka.

Tyle z mojej strony na dzisiaj,dziękuję za uwagę.